środa, 27 sierpnia 2014

Wiedźminka cz. 2 - fragment drugi

***    
       Julia siedziała na wozie popijając gorącą herbatę rumiankową przygotowaną jej przez kupca.
Kupca, który postanowił bezinteresownie jej pomóc, chociaż wcale nie musiał. Kupca, który pomógł jej wstać z zimnej ziemi i odciągnął od zwłok ukochanego. Kupca, który teraz zakopywał ciała złoczyńców pod skalną ścianą, nie dziwiąc się zbytnio, widząc znane mu, z pewnością, twarze.
Martwego Davida postanowiła pochować w głębi leśnej kniei, tuż obok drewnianej chatki, z której nie tak dawno temu wyruszyli.
   - Już panienko, skończone - mężczyzna odsapnął wycierając duże dłonie o zamszowy kabat. - Gdzie zakopać trzeciego?
   - Nie tutaj. Nie obok morderców. Chciałabym, by spoczywał w pobliskim lasku. Zabierzesz mnie... - spojrzała na martwego ukochanego, przykrytego w tej chwili płótnem.- ...nas w to miejsce?
   - Oczywiście. Jako rzekłem wcześniej - służę pomocą.
       Wspólnymi siłami włożyli ciało na wóz i pojechali tam, gdzie chciała dziewczyna. Kupiec wykopał grób, a ona przez ten czas nazbierała wielki bukiet śnieżnobiałych drobnych kwiatów.
Zakopali wampira. Julia przystroiła jego mogiłę częścią kwiecia, po czym stanęła nad nią i otarła łzę toczącą jej się po bladym policzku.
   - Żegnaj Davidzie Tearthkerm. Ufam, że spełnisz swą obietnicę i wkrótce się spotkamy. Bywaj - położyła uszczuplony nieco biały bukiet i spojrzała raz jeszcze na mogiłę.

 Wiedźminka westchnęła i skierowała swe kroki w stronę majaczącego się za drzewami drewnianego wozu.

Później odjechała z kupcem.
Jechali tą samą drogą, którą podążała wcześniej z wampirem.
Nie miała już jednak sił, by płakać.

   - Dziękuję za pomoc - powiedziała zerkając na powożącego mężczyznę. - Nazywam się Julia Aedminne, zdaje się, że się nie przedstawiałam... Cóż, to też proszę mi wybaczyć.
   - Ależ nie ma czego panienko. A i nie ma za co dziękować, taka powinność każdego, kto by podróżnego w kłopocie napotkał. Mnie zwą Kastor Animo.
   - Ach, czy to twoje dzieci*...
   - Niestety tak - przerwał jej szybko, a jego twarz zmieniła się natychmiastowo. - Widzę, że informacje szybko się rozchodzą.
- Przyjmij moje szczere kondolencje...
Milczał chwilę. Ale to była bardzo krótka chwila.
   - Ty również przyjmij me kondolencje, Julio. Ten, którego pochowaliśmy w lesie był dla ciebie kimś naprawdę ważnym. To widać. A co się tyczy dzieci... Mam tylko nadzieję, że ten, kto to zrobił, zostanie ukarany. I to rychło.
   - Wiesz kto jest temu winien? - zapytała ostrożnie.
   - Nie. Ludzie gadają, że to stwór z jaskini, ale ja w to nie wierzę. Widziałem przecież ciała moich dwóch skarbów... Wampiry raczej rzadko zabijają sztyletem.
   - Ja domyślam się, kto mógł je zamordować. Możliwe, że to ten sam człowiek, który zabił mego ukochanego. Chciał zrzucić winę na niego..., to znaczy, na istotę z pieczary. Nie była mu wygodna i pragnął, by ludzie zaślepieni nienawiścią pozbyli się jej... Przykro mi Kastorze.
   - Jeśli jest tak, jak mówisz, to morderca został już ukarany. Mam tylko pytanie - to ty zabiłaś młodego Inisa?
   - Nie, to nie ja. Dokonał tego ktoś, kogo, wstyd przyznać, nie zdążyłam ujrzeć... Chciałabym móc go odnaleźć i podziękować, bo gdyby nie on... - wiedźminka umilkła i opuściła głowę.
   - Rozumiem cię doskonale Julio, nie musisz już niczego mówić.

       Przed zmrokiem dojechali do osady, w której kupiec miał dom.
   - Może dasz się zaprosić na kolację? - zapytał uśmiechając się przyjaźnie. - Dużo ostatnio przeszłaś. Na pewno jesteś głodna.
 Wiedźmince zaburczało w brzuchu. Dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo zgłodniała.
 Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech.
   - Z miłą chęcią coś zjem.

***

* - patrz część pierwsza opowiadania: fragment tutaj



To tyle na dzisiaj. 
Może niezbyt długi ten fragment, ale nie mam siły już dzisiaj więcej pisać, troszkę późno się zrobiło, nawet jak na mnie.

Postaram się usiąść jutro, bądź pojutrze - wszystko zależy od planów wieczornych. Jeśli tylko będę grzecznie siedzieć na tyłku w domu, to już jutro wstawię następny fragment :)
Jeśli jednak wybędę i wrócę późno, jak to ostatnio bywa, to fragmencik pojutrze.

Pozdrawiam!

/Rose.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Łuczniczka Milva

Kolejna stylizacja rodem ze świata wiedźmina:
Maria Barring, zwana Milvą.





Czyli takie tam, zabawy z Gimpem :)

Co się samej Milvy tyczy:

Była młodą jasnowłosą łuczniczką, przewodniczką elfów podczas przepraw do Brokilonu.
 Jako jedna z nielicznych ludzi tolerowana była przez driady na ich terenach.
Towarzyszka Geralta, członkini jego kompanii.
Zginęła na Zamczysku Stygga, jako pierwsza z drużyny, podczas 'akcji' odbicia Ciri i Yennefer.

Imponuje mi siła jej charakteru, a także to, że nie bała się brać spraw w swoje ręce.
Była lojalna wobec swoich przyjaciół.
Nie poddawała się łatwo.

Myślę, że właśnie w tym powinniśmy ją naśladować.
Warto.

Reszta zdjęć, nietknięta przez Gimp'a:



Była doświadczoną łowczynią, kłusowała w pańskich lasach od dziecka, pierwszą sarnę położyła mając jedenaście lat, pierwszego rogacza czternastaka - na niebywale szczęśliwą łowiecką wróżbę - w dniu swych czternastych urodzin. A doświadczenie uczyło, że z pogonią za strzelonym zwierzem nigdy nie należało się spieszyć.


Sor'ca. Siostrzyczka. Tak ją nazywali ci, z którymi była w przyjaźni, gdy chcieli wyrazić szacunek i sympatię. I to, że przecież byli od niej wiele, wiele zim starsi. Z początku była dla elfów tylko Dh'oine, człowiekiem. Później, gdy już regularnie im pomagała, mówili na nią Aen Woedbeanna, "niewiasta z lasu". Jeszcze później, poznawszy lepiej, wzorem driad zwali ją Milvą, Kanią. Jej prawdziwe imię, które wyjawiała najbardziej zaprzyjaźnionym, odwzajemniając podobne gesty z ich strony, nie pasowało im - wymawiali je: "Mear'ya", z cieniem grymasu, jak gdyby w ich mowie nieładnie się kojarzyło. I zaraz przechodzili na "sor'ca".


- Nie umiem rachować tak dobrze, jak ty. Czytać ni pisać w ogóle nie umiem. Jestem głupia, prosta dziewucha ze wsi. Żadna dla ciebie kompania. Ni druh do gadki.


Mam nadzieję, że stylizacja przypadła do gustu :)

Co do fragmentu opowiadania - wstawię, gdy tylko uporam się tutaj z paroma sprawami + z przetworami...
Widomo słoików znowu pojawiło się na horyzoncie.

Ehh, no nic, pora kończyć :)

Pozdrawiam!

/Rose.

środa, 20 sierpnia 2014

Essi Daven "Oczko" - stylizacja

Stylizacja planowana od dawna, czyli:
stylizacja na Essi Daven zwaną także Oczko.



Postać ta pojawia się w tomie opowiadań Miecz Przeznaczenia, w opowiadaniu Trochę poświęcenia
autorstwa A. Sapkowskiego

Essi jest osiemnastoletnią złotowłosą trubadurką, bliską znajomą Jaskra, autorką wielu pięknych ballad.

Swoje przezwisko zawdzięcza pięknym niebieskim oczom, z których jedno praktycznie zawsze ukryte jest pod niesfornym lokiem.



Ponad pół setki ludzi (...) przysłuchiwało się dźwięcznej i melodyjnej balladzie, śpiewanej przez dziewczynę w skromnej niebieskiej sukience, siedzącej na podwyższeniu z lutnią opartą o kolano. Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat i była bardzo szczupła. Jej włosy, długie i puszyste, miały kolor ciemnego złota.



W milutkiej i sympatycznej, ale niczym szczególnym nie wyróżniającej się twarzyczce płonęło bowiem ogromne, piękne, błyszczące, ciemnoniebieskie oko, od którego nie sposób było oderwać spojrzenia. Drugie oko Essi Daven było przez większą część czasu nakryte i zasłonięte złocistym lokiem, opadającym na policzek. Lok ów Essi co pewien czas odrzucała szarpnięciem głowy lub dmuchnięciem, a wówczas okazywało się, że drugie oczko Oczka w niczym nie ustępuje pierwszemu.


Na szyi nosiła oprawioną w srebrny kwiat błękitną perłę - prezent urodzinowy od wiedźmina Geralta.
Perłę, którą dostała od niego zamiast miłosnego wyznania, na które tak bardzo liczyła.


Historia Essi mimo wszystko nie kończy się dobrze, lecz nie za sprawą zawodu miłosnego, o nie moi drodzy, pomimo bólu, od tego się nie umiera.

Oczko umiera na ospę, w Wyzimie, w której szaleje zaraza.

Pochowana została przez Jaskra za miastem, razem ze swoją lutnią i błękitną perłą, z którą nigdy się nie rozstawała...



A teraz trochę makijażowych kulisów stylizacji:

Stylizacja bardzo prosta do wykonania, jeśli chodzi o przygotowanie twarzy, bo, jak sami mogliście przeczytać powyżej: twarz Essi w niczym się nie wyróżniała, ani kolorem cery, ani kośćmi policzkowymi, ani kształtem ust.


To, co zwracało w niej uwagę to OCZY.

I teraz pojawia się pytanie: jak powiększyć optycznie nasze zwierciadełka duszy?
Wcale nie jest to aż takie trudne:

1. Odpowiednia długość brwi (dłuższa brew powiększa optycznie oko).
2. Linia wodna pokryta białą kredką.
3. Wewnętrzna krawędź górnej powieki (pod linią rzęs) pokryta czarnym eyelinerem (zagęszczamy optycznie tym sposobem rzęsy).
4. Cała powierzchnia ruchomej powieki pokryta jasnym matowym cieniem, ciemny cień natomiast nakładamy nad załamanie powieki i rozcieramy go do góry.
5. Ciemny cień nakładamy również na dolną powiekę, pod linią wodną, rozcieramy cieniując.
6. Rzęsy podkręcone zalotką.
7. Dokładnie wytuszowane czarnym tuszem górne i dolne rzęsy (ale nakładamy go nie więcej niż 2 warstwy!)

I to wszystko :)
Można również dokleić sztuczne rzęsy - połówki, ale osobiście nie jestem zwolenniczką tej metody.
Lepiej zadbać o swoje własne rzęski, a nie dodatkowo je osłabiać.

Ale o tym kiedy indziej.


Mam dla Was jeszcze jedną stylizację, wykonaną nieco wcześniej.
Inspiracją do jej wykonania również był świat wiedźmina.
O tym jednak - następnym razem.
Zainteresowanych zapraszam do przeglądania bloga :)


A, i oczywiście, pozdrawiam Rin (zdrowiej szybko!!) :)

Tyle na dziś, dobranocki.


/Rose.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Dwa makijaże, dwie dzienne stylizacje + przemyślenia

Pierwszy z dwóch wspomnianych w tytule makijaży wykonany został w piątek.
Piątek, który był dniem świątecznym, a zostało przecież powiedziane - dzień święty święcić.
To i uświęciłam, na swój makijażowy sposób. :)



Takie fioletowe cudo powstało na specjalną okazję.
Której jednak nie było.
O ironio.




Takie mnie przemyślenia ostatnio wzięły.
Właśnie z okazji tej okazji, której nie było...
O ironio.

Bo nigdy chyba jeszcze nie było tak, by jednocześnie tylko dwie piosenki tak dokładnie opisywały stan, w którym dokładnie się znajduję, moje przemyślenia, etc.



Piosenki, które przecież mówią o dwóch odmiennych stanach, czyż nie?
Ano właśnie.
Dowód na to, że w człowieku nie siedzi jeden rodzaj emocji, tylko ich wybuchowa mieszanka.



Ale ale.
To przecież jeszcze nie koniec.
Bo w tytule były dwa makijaże :)

Drugi wykonywany był dzisiaj (wczoraj też, na próbę, ale było już złe światło, toteż nie cykałam fotek)



Połączenie brzoskwini, lawendy i bursztynu na powiece.
Do tego brzoskwiniowy róż na policzkach i pomadka nude, w cieplejszym nieco odcieniu.
I absolutny hit tegorocznej jesieni - krwista czerwień na paznokciach :)

Co do makijażu jednak...



Jest to odwzorowanie pracy pani KatOsu, która jest absolutnym autorytetem w dziedzinie makijażu.
I której prace i styl szczerze podziwiam i uwielbiam :)

Kolory na zdjęciach szału nie robią, ale wybaczcie, planuję zakup lepszego aparatu.

I to tyle na dziś i makijaży i przemyśleń :)

Następne będą stylizacje i kolejny fragment opowiadania, obiecuję!
Troszkę tylko dojdę do siebie i odpocznę, bo przez ostatnie dni była praca praca praca i jestem już troszkę zmęczona.

W każdym razie - pozdrawiam i dobranoc.

Chociaż...
Noc jeszcze młoda...
A wakacji pozostało jeszcze prawie 1,5 miesiąca.
Co w takim razie zrobić...?

Proste - idziem się bawić! ;)

/Rose.

środa, 13 sierpnia 2014

"Wiedźminka 2" (tytuł roboczy)

          Starsza kobieta siedziała w miękkim fotelu przy kominku, w którym wesoło trzaskał ogień. Poblask, który płomienie rzucały na jej kolana, idealnie współgrał z kolorem jej aksamitnej, ciemnoczerwonej sukni, przewiązanej w talii czarną wstęgą.
Złote pukle swoich włosów ujęła w luźny kok umiejscowiony tuż za lewym uchem.
Jej dekolt zdobił piękny naszyjnik z czarnych onyksów, identycznych jak te, które znajdowały się w kolczykach, które kobieta wpięła w uszy tego wieczoru.

Przeglądała leciwą księgę o pożółkłych stronach. Księga miała grubą skórzaną okładkę z mosiądzowymi wykończeniami.
Gdyby kobieta zamknęła opasłe tomisko, a ktoś właśnie zajrzałby do jej komnaty przez okno, jego oczom ukazałby się tytuł Psychologius.
          Jednak starsza pani nie zamierzała jeszcze odkładać księgi. Była w niej zbyt zaczytana. Wertowała ją już jednak wielokrotnie - w młodości.

Książka i ogień przypominały jej o dawnych czasach...

Z sąsiedniego pokoju usłyszała cichy jęk. Westchnęła - to jej wnuczek.
Morzony chorobą maluch leżał z wysoką temperaturą. Widać, musiał się obudzić.
Kobieta delikatnie zamknęła tom i odstawiła go na półkę. Poszła do dziecięcego pokoju, aby zmienić chłopcu kompres na czole.
  - Babciu...? - odezwał się cichutko wnuczek. - Kiedy rodzice wrócą?
  - Nie mam pojęcia kochanie, pewnie nad ranem. Ale nie obawiaj się, na pewno będą tutaj wcześniej niż się obejrzysz.
          Kobieta pogłaskała malca po rozgrzanym policzku i uśmiechnęła się do niego ciepło.
  - A teraz spróbuj zasnąć skarbie. Zawołaj mnie, gdybyś czegoś potrzebował.
          Wyszła na paluszkach z komnatki i wróciła do swego salonu zasłuchana we własne myśli.
Jej córka Rozalia, wraz ze swoim partnerem, udała się na bankiet u jednego z najbardziej wpływowych ludzi w okolicy. Maluch zachorował zeszłej nocy, a zaproszeń nie można było zwrócić. Byłoby wielkim nietaktem w ostatniej chwili odwołać swe przybycie. Zaprzepaściłoby to również szanse młodej Rose, czarodziejki, na zdobycie ważnych informacji, które mogłyby pomóc jej w badaniach, nad którymi pracowała już od tak dawna.

Jej matka z entuzjazmem zgodziła się zaopiekować chorym malcem.

Nie chciała być sama, szczególnie tej nocy.
       
  - Babciu... - znów usłyszała zmęczony głosik dziecka. - Przyjdziesz tu do mnie...?

Było to dziecko nietypowe. Dziecko czarodziejki i elfa.
Z definicji nie było możliwe, by magiczka zaszła w ciążę - cena możliwości kontrolowania Mocy.
Od każdej reguły jednak istnieją wyjątki.

Rozalia i jej ukochany zostali rodzicami małego Eryka - półelfa o lśniących czarnych włosach - po tacie, i o wielkich zielonych oczach - po mamie.
Był ślicznym i bardzo utalentowanym malcem, a starsza kobieta uwielbiała się nim zajmować.

          Ponownie podążyła do sypialni o błękitnych ścianach, po brzegi wypełnionej najprzeróżniejszymi zabawkami. Usiadła przy małym, rzeźbionym łóżeczku i pogładziła chłopca po główce.

  - Co się dzieje Eryczku? - zapytała miękko akcentując każde słowo. - Masz kłopoty z zaśnięciem?

  Maluch kiwnął głową. Kompres zsunął mu się z czoła na nasadę nosa.
  Kobieta zaśmiała się ciepło.

  - Babciu...?
  - Cały czas tu jestem skarbie.
  - Opowiesz mi historię?
  - Zgoda. Tylko jaką?
  - Może tą której nie dokończyłaś? Tą o wiedźmince i wampirze...
  - Hmm... Nie wiem, czy twoja mama będzie zachwycona, gdy się dowie, że opowiadałam ci o tym przed snem.
  - Nie dowie się, obiecuję! - wnuczek aż usiadł z entuzjazmu. Kompres całkiem spadł mu z czoła na puchową kołderkę.
  - Dobrze, już dobrze, ale połóż się - poprawiła mu poduszkę i wyprostowała okrycie. - To w którym miejscu ostatnio skończyłam?
  - Jak wiedźminka straciła ukochanego, którego zabił ten głupi Tomas Inis!
  - Ach, już wiem. Widzę, że masz świetną pamięć, kochany. Na pewno lepszą niż twoja stara babcia... - uśmiechnęła się. - Kontynuujmy jednak naszą opowieść.
Julia leżała obok martwego Davida aż do świtu. Rano przejeżdżał tamtędy kupiec, który zainteresowany śladami walki zszedł z głównego traktu, a po chwili znalazł trzy ciała i prawie martwą z rozpaczy dziewczynę.
Pomógł jej wstać i doprowadzić się do porządku. Nie zadawał żadnych pytań - wiedział, że i tak by mu nie odpowiedziała.
Z pytaniami postanowił zaczekać, aż dziewczyna dojdzie do siebie.

***


Oto właśnie pierwszy fragment opowiadania, które jest drugą częścią Wiedźminki.

Następne pojawią się tutaj już niebawem... :)

Zapraszam do obserwowania mojego bloga.

A jak na razie - pozdrawiam!


/Rose.

Koralowa dama

Koralowa dama, czyli dzisiejszy makijażyk.


(Wiem, że wyglądam tutaj, jakbym nie użyła w ogóle pudru, ale to efekt próby wydobycia kolorów ze zdjęcia, tak, by jak najbardziej oddawały, to co, rzeczywiście stworzyłam mojej twarzy. Nie chciałam dokładać więcej photoshopa, no i tak to wyszło... Następne zdjęcie jednak pokazuje, że wcale nie jest tak, jak na to wyglądać może.)


Usta: koralowa szminka od Rimmela.

Policzki: tym razem nie bronzer, a koralowy róż, taka mała odmiana.

Oczy: zainspirowana ostatnim makijażem pani KatOsu postanowiłam stworzyć na moich powiekach kompozycję ze złota i brązu, roztartego gdzieniegdzie starym złotem.


Tak to wygląda z przymkniętymi powiekami:




Do tego klasyczny nieład falowanych włosów na głowie + koralowa bluzeczka
i ta dam: 
letni look stworzony.




Wszystkich fanów Wiedźmina zapraszam do przeczytania mojego następnego wpisu, w którym to opublikuję fragment tego, na co kilka osób czeka już od dawna, czyli: mojego opowiadania.

Zapraszam :)


/Rose.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Błękitne moro + spacerek z młodą

Obiecałam kiedyś, że pokażę Wam mój najnowszy manicure, którym jest 
moro utrzymane w tonacji niebieskiej z obowiązkowym dodatkiem brązu i czerni.





 Bardzo łatwo taki manicure wykonać:
wystarczy szaroniebieska baza, która musi wyschnąć, nim zaczniemy robić plamki. Plamki nakładamy stopniowo, zaczynając od ciemnego niebieskiego, poprzez brąz i kończąc na czarnym. Plamki czarne powinny być ciut mniejsze od reszty, by nie tłamsić sobą innych kolorów.
Całość wykańczamy bazą zwykłą lub matową, wedle gustu.
I to wszystko.

Ładnie, prosto i wakacyjnie


Jako, ze wakacje w pełni i w domu siedzieć - nie wypada, chadzamy sobie z Młodszą na spacerki. I na lody oczywiście, trzeba przecież jakoś uzupełnić spalone kalorie, czyż nie? :)



I smacznie i tematycznie, bo jakby to było, gdyby różyczka była nieobecna... ;)



Różyczka bardzo czerwona.

I siostrzyczki, nie-bardzo czerwone, ale za to bardzo ze spacerku zadowolone...




A co z tego, ze czasem stają na głowie...
Tak też można, a kto szczęśliwemu zabroni...? :)


Pozdrawiam!


/Rose.

czwartek, 7 sierpnia 2014

O Majulkowym podejściu do miłości słów kilka.

Tak jak już kiedyś wspominałam - ja i Rin zaplanowałyśmy wspólną sesję zdjęciową.
Sesję w budynku starej stacji kolejowej.

I, cóż tu dużo gadać, udało nam się ją zrealizować :)

Efekty?
Ależ oczywiście - obecne!
I to jak! :)




 Mina buntowniczo - pogardliwa.
Ze względu na założenia sesji.

Serce, jako rekwizyt, to element kontrastujący ze stylizacją i otoczeniem.
I miną, rzecz jasna.
:)




Ale mina, jak kobiecy nastrój - szybko da się zmienić :)
Co widać po zdjęciach spoza kadru.


Humorki dopisują.

Ale ale.
Wróćmy do tematu.


Bo czymże jest miłość?

Już od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiam. 

Czymże zjawisko to jest?

Łapaniem Pana Boga za nogi?


Myślę, że poniekąd właśnie tak.
Szczególnie, gdy Ta Osoba jest przy nas.
Znacie to uczucie?
Ciężko je nawet jednoznacznie określić.
Wewnętrzny spokój.
Szczęście.
Chęć przedłużenia tej chwili w nieskończoność.
I ten żal, gdy następuje rozłąka...


Ach. Tak właśnie...

Ale nie ustaliliśmy w 100% z czym się to je.
Najważniejsze składniki, in my opinion?

* poświęcenie - bo bez dania odrobinki siebie, nic z tego niestety nie będzie,
* chęci (dobre!) - bo nie ma nic na siłę...
* dobroć - bo po co męczyć się nawzajem złośliwościami, żalem i pretensjami?
* zaangażowanie (obopólne!) - bo nie ma tak, że to tylko jedna osoba będzie odrabiać całą robotę, o nie! Trzeba się starać, moi drodzy.
* zainteresowanie drugą połówką - bo nie tylko my potrzebujemy uwagi i nie tylko nasza skromna osoba teraz się liczy. Bo nie po to jest się z kimś, by koncentrować się na sobie.
Logiczne?
(tak tak - jak savoir vivre :> )



Ale nie można zapomnieć o prawdomówności i szczerości.
Bo ciężko budować cokolwiek na kłamstwie i zdradach...


I oczywiście musi być też To Coś.

Literackie Coś więcej.

Ta iskra w oku.
Chemia.

Bo bez względu na wszystko, to to jest właśnie to co łączy pary.
Pierwszy element wiążący.


No i przede wszystkim - pozytywne nastawienie! :)
Nie wymagajmy od świata pozytywnego... wszystkiego, jeśli sami nie potrafimy pozytywnie myśleć!

Ale od tego jest właśnie miłość.
Motor pozytywnego myślenia.
Byleby nie skupiać się na chwilach żalu i nie pozwalać sobie na zbyt duże smuteczki.

Oto właśnie jest miłość w moim rozumieniu - radość, pozytywność do kwadratu, dobre chęci, poświęcenie. I czasami małe żale i nieporozumienia, które nie mogą jednak przesłonić nam rzeczywistości.
Bo od czego są różowe okulary? :)



Cicho przyznaję, że 
Najlepiej jest, gdy obok jesteś Ty 
Nie przyzwyczaję nigdy się 
Do ciągłych rozstań, pustych miejsc 


Wyszło troszeczkę więcej, niż 'słów kilka', ale to nic.

Pozdrawiam wszystkich czytelników! ;)


/Rose.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Pin-up girl

Czyli nowa stylizacja,
tym razem spoza listy, 
w stylu pin-up.





Stylizacja nietrudna w wykonaniu, podstawą jest czarna kreska na powiece o charakterystycznym kształcie + mocno czerwone usta i policzki muśnięte opalenizną.




Dodatkowo - jako element obowiązkowy wystąpiła tutaj czerwona chustka na głowie, zawiązana w charakterystyczny sposób...



...i oczywiście fryzura - niedbała, zrobiona na wałkach.

Typowa pin-up.



Co do następnej stylizacji - mam na oku dwie, obydwie ze świata wiedźmina.
Fani Wieśka, szykujcie się więc ;)


/Rose.

sobota, 2 sierpnia 2014

Nail polish book

Dziś będzie o lakierach do paznokci.





Ukończyłam bowiem mój Nail polish book.
Jak pokonywać lenistwo, to całkowicie, czyż nie? :)

A pochwalić się, też nie zaszkodzi... Od czasu do czasu ;)




Po cóż mi taki wynalazek?

Sam pomysł wykonania czegoś takiego nie należy do mnie, a do pani o pseudonimie cutepolish.
A książeczka taka, trzeba Wam wiedzieć, jest szalenie przydatna.

Dzięki niej, łatwiej jest nam np. uporządkować nasze lakiery, bądź zaplanować następny manicure, poprzez dobranie kilku odpowiednich kolorów/odcieni, bez niepotrzebnego szukania i grzebania wśród buteleczek.
Dodatkowo, jest to dobry sposób na zapamiętanie odcieni, które szczególnie nam się spodobały. Wiemy przecież, że przy posiadaniu kilkudziesięciu (czy nawet kilkuset) lakierów bardzo łatwo zapomnieć numer, czy nazwę serii, tego cudownego odcienia, który pasował do 

* nowych szpilek
* ulubionej bluzki
* lakieru Jego samochodu

Ach, te problemiki... :)

Widzimy więc, jakim ułatwieniem jest taka oto książeczka (zeszyt, notesik... cokolwiek).

Lakiery dzielimy według własnego uznania, ze względu na firmę, kolor itp itd.

Ja przedstawię Wam mój podział:

Strona nr 1

Lakiery brokatowe. Czemu tak?
Bo ciężko byłoby większość z nich przyporządkować do danej gamy kolorystycznej.
Chociaż, jakby ktoś bardzo się uparł...


Strona nr 2

Lakiery perłowe. Czemu tak?
Bo te mikroskopijne drobinki brokatu, które w lakierze się znajdują, sprawiają, że, np. niebieski, zaczyna się mienić na np. fioletowo, różowo, etc. 
Powód więc: jak wyżej.


Strona nr 3

Lakiery neonowe. 
Są moim zdaniem, tak odjechane, że zasługiwały na własną sekcję (czy jak kto to tam nazwie...)


Strona nr 4


Tutaj zaczyna się tłumaczenie: bo taka gama kolorystyczna
I tak będzie już do końca.
A czemu akurat taka gama kolorystyczna?
Typowo moja odpowiedź: bo tak sobie wymyśliłam :)


Strona nr 5



Strona nr 6



Strona nr 7



Strona nr 8

Tu akurat musicie mi uwierzyć na słowo: ta biel naprawdę tam jest!

Co z tego, że jej nie widać...
Wina skanera.

Ale myślę, że osoby z rozwiniętą wyobraźnią, nie będą miały problemów z moją bielą.

Mam taką nadzieję... :o


Tak właśnie to podzieliłam.
Istnieją jeszcze w mojej kolekcji, rzecz jasna, lakiery takie jak base coat, top coat, odżywka, czy lakiery pękające i inne dziwa, ale każdy wie jak one wyglądają, a i numer nietrudno zapamiętać.

Kolory podzieliłam według własnego uznania, a wpływ na to miała też ilość posiadanych lakierów z danej gamy kolorystycznej.

Tak to właśnie wygląda.
Jutro pokażę Wam nowy manicure mojego wykonania, a i może jakąś stylizacyjkę spoza listy...

Zapraszam do zaglądania!


/Rose.