środa, 13 sierpnia 2014

"Wiedźminka 2" (tytuł roboczy)

          Starsza kobieta siedziała w miękkim fotelu przy kominku, w którym wesoło trzaskał ogień. Poblask, który płomienie rzucały na jej kolana, idealnie współgrał z kolorem jej aksamitnej, ciemnoczerwonej sukni, przewiązanej w talii czarną wstęgą.
Złote pukle swoich włosów ujęła w luźny kok umiejscowiony tuż za lewym uchem.
Jej dekolt zdobił piękny naszyjnik z czarnych onyksów, identycznych jak te, które znajdowały się w kolczykach, które kobieta wpięła w uszy tego wieczoru.

Przeglądała leciwą księgę o pożółkłych stronach. Księga miała grubą skórzaną okładkę z mosiądzowymi wykończeniami.
Gdyby kobieta zamknęła opasłe tomisko, a ktoś właśnie zajrzałby do jej komnaty przez okno, jego oczom ukazałby się tytuł Psychologius.
          Jednak starsza pani nie zamierzała jeszcze odkładać księgi. Była w niej zbyt zaczytana. Wertowała ją już jednak wielokrotnie - w młodości.

Książka i ogień przypominały jej o dawnych czasach...

Z sąsiedniego pokoju usłyszała cichy jęk. Westchnęła - to jej wnuczek.
Morzony chorobą maluch leżał z wysoką temperaturą. Widać, musiał się obudzić.
Kobieta delikatnie zamknęła tom i odstawiła go na półkę. Poszła do dziecięcego pokoju, aby zmienić chłopcu kompres na czole.
  - Babciu...? - odezwał się cichutko wnuczek. - Kiedy rodzice wrócą?
  - Nie mam pojęcia kochanie, pewnie nad ranem. Ale nie obawiaj się, na pewno będą tutaj wcześniej niż się obejrzysz.
          Kobieta pogłaskała malca po rozgrzanym policzku i uśmiechnęła się do niego ciepło.
  - A teraz spróbuj zasnąć skarbie. Zawołaj mnie, gdybyś czegoś potrzebował.
          Wyszła na paluszkach z komnatki i wróciła do swego salonu zasłuchana we własne myśli.
Jej córka Rozalia, wraz ze swoim partnerem, udała się na bankiet u jednego z najbardziej wpływowych ludzi w okolicy. Maluch zachorował zeszłej nocy, a zaproszeń nie można było zwrócić. Byłoby wielkim nietaktem w ostatniej chwili odwołać swe przybycie. Zaprzepaściłoby to również szanse młodej Rose, czarodziejki, na zdobycie ważnych informacji, które mogłyby pomóc jej w badaniach, nad którymi pracowała już od tak dawna.

Jej matka z entuzjazmem zgodziła się zaopiekować chorym malcem.

Nie chciała być sama, szczególnie tej nocy.
       
  - Babciu... - znów usłyszała zmęczony głosik dziecka. - Przyjdziesz tu do mnie...?

Było to dziecko nietypowe. Dziecko czarodziejki i elfa.
Z definicji nie było możliwe, by magiczka zaszła w ciążę - cena możliwości kontrolowania Mocy.
Od każdej reguły jednak istnieją wyjątki.

Rozalia i jej ukochany zostali rodzicami małego Eryka - półelfa o lśniących czarnych włosach - po tacie, i o wielkich zielonych oczach - po mamie.
Był ślicznym i bardzo utalentowanym malcem, a starsza kobieta uwielbiała się nim zajmować.

          Ponownie podążyła do sypialni o błękitnych ścianach, po brzegi wypełnionej najprzeróżniejszymi zabawkami. Usiadła przy małym, rzeźbionym łóżeczku i pogładziła chłopca po główce.

  - Co się dzieje Eryczku? - zapytała miękko akcentując każde słowo. - Masz kłopoty z zaśnięciem?

  Maluch kiwnął głową. Kompres zsunął mu się z czoła na nasadę nosa.
  Kobieta zaśmiała się ciepło.

  - Babciu...?
  - Cały czas tu jestem skarbie.
  - Opowiesz mi historię?
  - Zgoda. Tylko jaką?
  - Może tą której nie dokończyłaś? Tą o wiedźmince i wampirze...
  - Hmm... Nie wiem, czy twoja mama będzie zachwycona, gdy się dowie, że opowiadałam ci o tym przed snem.
  - Nie dowie się, obiecuję! - wnuczek aż usiadł z entuzjazmu. Kompres całkiem spadł mu z czoła na puchową kołderkę.
  - Dobrze, już dobrze, ale połóż się - poprawiła mu poduszkę i wyprostowała okrycie. - To w którym miejscu ostatnio skończyłam?
  - Jak wiedźminka straciła ukochanego, którego zabił ten głupi Tomas Inis!
  - Ach, już wiem. Widzę, że masz świetną pamięć, kochany. Na pewno lepszą niż twoja stara babcia... - uśmiechnęła się. - Kontynuujmy jednak naszą opowieść.
Julia leżała obok martwego Davida aż do świtu. Rano przejeżdżał tamtędy kupiec, który zainteresowany śladami walki zszedł z głównego traktu, a po chwili znalazł trzy ciała i prawie martwą z rozpaczy dziewczynę.
Pomógł jej wstać i doprowadzić się do porządku. Nie zadawał żadnych pytań - wiedział, że i tak by mu nie odpowiedziała.
Z pytaniami postanowił zaczekać, aż dziewczyna dojdzie do siebie.

***


Oto właśnie pierwszy fragment opowiadania, które jest drugą częścią Wiedźminki.

Następne pojawią się tutaj już niebawem... :)

Zapraszam do obserwowania mojego bloga.

A jak na razie - pozdrawiam!


/Rose.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania - komentować może każdy! :)