1: KLIK
2: KLIK2
***
Budynek, w którym znajdowała się karczma był doprawdy ogromny. Dodatkowo, widać było, że został postawiony nie dalej niż kilka tygodni wcześniej, wokół unosiła się bowiem woń świeżo obrabianego drewna, które nawet nie zdążyło ściemnieć.
Tuż przed oberżą stała tablica, do której przybito mnóstwo ogłoszeń rozmaitej treści, w tym także zapewne i zleceń. Młoda wiedźminka jednak nie rzuciła na nie nawet okiem, była zbyt rozbita, by myśleć o pracy. Przyglądała się jedynie konstrukcjom znajdującym się wokoło - wszystkie wyglądały na nowo wybudowane. Zdziwiło ją to nieco, nic nie słyszała bowiem o tym, by w tej okolicy wybuchł jakiś pożar. Tym bardziej taki pożar, który strawiłby tyle zabudowań w krótkim czasie. O takich rzeczach ludzie mają w zwyczaju gadać. Nie pytała jednak o to kupca, zanotowała obraz w pamięci, by uczynić to później.
Weszli przez dębowe drzwi do pomieszczenia zatopionego w półmroku, rozjaśnianego przez ogień wesoło trzaskający w ogromnym kamiennym palenisku. W karczmie wielu ludzi - dało się to łatwo rozpoznać po gwarze jaki czynili - wszechobecnych śmiechach i głośnych rozmowach.
W powietrzu unosiła się smakowita woń. Julii ponownie zaburczało w brzuchu.
Kupca i jego towarzyszkę niemal natychmiast po przekroczeniu progu powitała pulchna kelnerka o ciemnym, grubym jak pięść warkoczu, sięgającym jej aż do pośladków.
Julia przyjrzała jej się uważniej - miała na sobie białą koszulę, której dół wpuściła w spódnicę sięgającą do połowy łydek. Na to narzuciła kremowy fartuszek haftowany po bokach w błękitne i czerwone kwiaty. Z tacy, którą trzymała przed sobą, dziewczyna ściągnęła trzy kufle wypełnione po brzegi ciemnym kaedweńskim i postawiła je przed nosami gości siedzących niedaleko wyjścia, a którzy wyglądali jakby już mieli dość na dzisiaj.
Ruszając wgłąb sali zerknęła przez ramię upewniając się czy Kastor i jego towarzyszka podążają za nią.
- Proszę za mną, proszę!
Szybko minęli skrzypków i lutnistów, wokół których pląsały roześmiane i nieco podpite pary. Z najdalszego zakątka sali słychać było odgłosy uderzeń i liczne klątwy, od których puchły uszy.
- Bitwy na pięści - wytłumaczył Animo, gdy Julia spojrzała na niego pytająco. - Tutaj również stały się cholernie popularne,
Kupiec i wiedźminka zasiedli na miejscach wskazanych im przez obsługującą dziewczynę, która już po chwili była przy nich chcąc odebrać zamówienie.
- Co podać?
- Pamiętam, że ostatnim razem dostałem tutaj bardzo dobrą polewkę, w której pływało mięsko i inne smakowite śmietki - ziemniaczki drobno pokrojone, papryka...
- Zupa jesienna?
- Dokładnie. A więc zupa jesienna - to poproszę na pierwszy rzut. później kurczak z przyprawach, zapiekany na ogniu... To chyba on tak tutaj pachnie, o ile mnie nos nie myli?
- Tak panie Animo. Coś jeszcze?
- Do tego poproszę dzban cintryjskiego faro. No... To na razie tyle, w razie czego ja i moja towarzyszka damy znać o naszych dalszych kaprysach.
Kupiec uśmiechnął się do dziewczyny.
- Dobrze, za chwilę przyniosę napitek.
- Zgoda.
Dziewczyna odeszła w stronę kuchni, powiewając fałdami zielonego materiału.
Gdy przechodziła, a raczej przeciskała się między stolikami, jeden z pijanych mężczyzn siedzących w cieniu klepnął ją z rozmachem w pośladki. Kelnerka z czerwoną jak burak twarzą i wielkim krzykiem odwróciła się do bezczelnie uśmiechniętego pijaka.
- Panie! Co też se pan myślisz?! To przyzwoity lokal, jak se chcesz klepać dziewki w tyłki, to wynocha na drugą stronę ulicy, nie tu! - rozdarła się na dobre. - Ja sobie nie życzę!
- Panna se możesz życzyć, albo i nie... Hep! Ja płacę i ja... Hep!, wymagam! Mogę robić co mi się żywnie... Hep!, podoba! Niech mi kto spróbuje przeszkodzić, to ja i Łozik puścimy tę budę z dymem!
- Taaak! - wydarł się towarzysz amatora wysokoprocentowych trunków i wstał z hukiem, wywracając krzesło i strącając gliniane kufle na drewnianą wyszorowaną podłogę.
Podchmieleni awanturnicy zaczęli powoli zbliżać się w stronę uwięzionej między stołami dziewczyny. W ich rękach błysnęły noże. Kelnerka pisnęła ze strachu, ale nie była w stanie wydostać się z tej pułapki.
Mężczyźni byli już tuż tuż, gdy jednocześnie stały się trzy rzeczy.
Karczmarz, który wybiegł w poszukiwaniu wsparcia, teraz wrócił w towarzystwie swych dwóch rosłych synów - pomocników u rzeźnika. Jednocześnie Julia postanowiła wziąć sprawę we własne ręce - zerwała się z miejsca, kopnięciem odsunęła stoliki blokujące jej drogę, przeskoczyła nad jednym, który mimo wszystko nie ustąpił i stanęła tuż przed młodą kobietą. Niespodziewanie, drzwi oberży stanęły otworem i do środka z prędkością światła wpadł czarny kształt, który skorzystał z drogi utorowanej przez wiedźminkę i zatrzymał się w pozie bliźniaczo podobnej do pozy, którą przyjęła Julia - tuż obok niej, po jej prawicy.
- Ani kroku dalej - syknęła zakapturzona postać.
- Bo inaczej będzie z wami bardzo źle - dokończyła z kamiennym wyrazem twarzy Julia.
Wszyscy w karczmie zamarli, łącznie z oprychami lejącymi się po gębie w kącie, oberżystą i jego synami oraz wszystkimi gośćmi.
Kastor Animo przyglądał się uważnie całemu zajściu z powagą wypisaną na twarzy.
- Ach taaak?! - wrzasnął Łozik.
- NAM się stawiacie?! Za chwilę... Hep!, zobaczymy z kim tutaj będzie źle!
To mówiąc wyszarpnął miecz za pasa. Jego towarzysz wziął z niego przykład. Noże magicznie wyparowały im z dłoni, co nie umknęło uwadze z wiedźminki. Uśmiechnęła się paskudnie.
- Nie radzę - warknęła sięgając po rękojeść. - Jeszcze nie jest za późno, możecie grzecznie się wycofać, przeprosić tamtą panią za znieważenie, zapłacić za szkody i wyjść.
- Jeszcze czego, ty głupia dziwko! Kto nam może przeszkodzić? Hep...? Ty i ten kmiotek w kapturze? Odsuń się... Hep!, albo sam cię odsunę!
- Dokonaliście wyboru.
Broń wykonana z kawałka błękitnej stali meteorytowej syknęła wyciągana z pochwy. "Cień" dobył miecza w tym samym momencie co wiedźminka. Spojrzał na Julię - w kapturze błysnęły kocie oczy.
Dziewczyna zerknęła przez ramię - kelnerka czmychnęła przy pierwszej okazji i schroniła się w ramionach ojca.
"Bardzo dobrze, nie trzeba będzie na nią uważać" - pomyślała.
Łozik wraz z pijanym kompanem z rykiem godnym stada bawołów rzucili się na dwie osoby, które śmiały stanąć im na drodze.
Pijaczyna zamachnął się na wiedźminkę, która bez problemu sparowała jego cios, przejęła impet i wybiła napastnikowi żelazo z ręki. Jego kompan został rozbrojony równie szybko, a teraz klęczał przed kapturnikiem z ostrzem na jabłku Adama i błagał o litość.
- Będziesz grzeczny, chamie? - zapytała Julia spokojnie.
- O-o-oczywiście, jaśnie pani... Hep!
- Świetnie. A teraz: tam są drzwi - wyprostowała się i wykonała gest ręką. - Wynocha!
- Oczywiście, o jaśnie pani - wycedził przez zęby oprych. - Ale dopiero po tym, jak... Hep!, upuszczę ci trochę krwi, dziwko!
Wrzasnął i rzucił się na wiedźminkę z ukrytym wcześniej, w skrytce w rękawie, nożem. Zaatakował ciosem praktycznie niemożliwym do sparowania. Dla normalnego człowieka.
Nie wiedział jednak, że ma do czynienia z wiedźminką, która zakręciła się jak baletnica i bez problemu wywinęła się spod jego ostrza. Kopnęła stojący nieopodal zydel, który uderzając napastnika, sprawił, że ten stracił równowagę. Korzystając z tego, cięła go ukośnie przez tułów, samym końcem miecza. Krew obficie polała się na podłogę.
Mężczyzna upadł na kolana trzymając się za pierś. Spojrzał wzrokiem pełnym zdziwienia na swoje wyłażące z jamy brzusznej wnętrzności, lecz po chwili padł bezwładnie na wyszorowane deski, tuż obok swojego kamrata, który chwilę wcześniej również zmarł z powodu wykrwawienia się - "Cień" nie czekając na dalsze występy podciął mu gardło. Kałuża krwi wypłynęła spod obydwu trupów.
Zapadła cisza.
***
Dziewczyna odeszła w stronę kuchni, powiewając fałdami zielonego materiału.
Gdy przechodziła, a raczej przeciskała się między stolikami, jeden z pijanych mężczyzn siedzących w cieniu klepnął ją z rozmachem w pośladki. Kelnerka z czerwoną jak burak twarzą i wielkim krzykiem odwróciła się do bezczelnie uśmiechniętego pijaka.
- Panie! Co też se pan myślisz?! To przyzwoity lokal, jak se chcesz klepać dziewki w tyłki, to wynocha na drugą stronę ulicy, nie tu! - rozdarła się na dobre. - Ja sobie nie życzę!
- Panna se możesz życzyć, albo i nie... Hep! Ja płacę i ja... Hep!, wymagam! Mogę robić co mi się żywnie... Hep!, podoba! Niech mi kto spróbuje przeszkodzić, to ja i Łozik puścimy tę budę z dymem!
- Taaak! - wydarł się towarzysz amatora wysokoprocentowych trunków i wstał z hukiem, wywracając krzesło i strącając gliniane kufle na drewnianą wyszorowaną podłogę.
Podchmieleni awanturnicy zaczęli powoli zbliżać się w stronę uwięzionej między stołami dziewczyny. W ich rękach błysnęły noże. Kelnerka pisnęła ze strachu, ale nie była w stanie wydostać się z tej pułapki.
Mężczyźni byli już tuż tuż, gdy jednocześnie stały się trzy rzeczy.
Karczmarz, który wybiegł w poszukiwaniu wsparcia, teraz wrócił w towarzystwie swych dwóch rosłych synów - pomocników u rzeźnika. Jednocześnie Julia postanowiła wziąć sprawę we własne ręce - zerwała się z miejsca, kopnięciem odsunęła stoliki blokujące jej drogę, przeskoczyła nad jednym, który mimo wszystko nie ustąpił i stanęła tuż przed młodą kobietą. Niespodziewanie, drzwi oberży stanęły otworem i do środka z prędkością światła wpadł czarny kształt, który skorzystał z drogi utorowanej przez wiedźminkę i zatrzymał się w pozie bliźniaczo podobnej do pozy, którą przyjęła Julia - tuż obok niej, po jej prawicy.
- Ani kroku dalej - syknęła zakapturzona postać.
- Bo inaczej będzie z wami bardzo źle - dokończyła z kamiennym wyrazem twarzy Julia.
Wszyscy w karczmie zamarli, łącznie z oprychami lejącymi się po gębie w kącie, oberżystą i jego synami oraz wszystkimi gośćmi.
Kastor Animo przyglądał się uważnie całemu zajściu z powagą wypisaną na twarzy.
- Ach taaak?! - wrzasnął Łozik.
- NAM się stawiacie?! Za chwilę... Hep!, zobaczymy z kim tutaj będzie źle!
To mówiąc wyszarpnął miecz za pasa. Jego towarzysz wziął z niego przykład. Noże magicznie wyparowały im z dłoni, co nie umknęło uwadze z wiedźminki. Uśmiechnęła się paskudnie.
- Nie radzę - warknęła sięgając po rękojeść. - Jeszcze nie jest za późno, możecie grzecznie się wycofać, przeprosić tamtą panią za znieważenie, zapłacić za szkody i wyjść.
- Jeszcze czego, ty głupia dziwko! Kto nam może przeszkodzić? Hep...? Ty i ten kmiotek w kapturze? Odsuń się... Hep!, albo sam cię odsunę!
- Dokonaliście wyboru.
Broń wykonana z kawałka błękitnej stali meteorytowej syknęła wyciągana z pochwy. "Cień" dobył miecza w tym samym momencie co wiedźminka. Spojrzał na Julię - w kapturze błysnęły kocie oczy.
Dziewczyna zerknęła przez ramię - kelnerka czmychnęła przy pierwszej okazji i schroniła się w ramionach ojca.
"Bardzo dobrze, nie trzeba będzie na nią uważać" - pomyślała.
Łozik wraz z pijanym kompanem z rykiem godnym stada bawołów rzucili się na dwie osoby, które śmiały stanąć im na drodze.
Pijaczyna zamachnął się na wiedźminkę, która bez problemu sparowała jego cios, przejęła impet i wybiła napastnikowi żelazo z ręki. Jego kompan został rozbrojony równie szybko, a teraz klęczał przed kapturnikiem z ostrzem na jabłku Adama i błagał o litość.
- Będziesz grzeczny, chamie? - zapytała Julia spokojnie.
- O-o-oczywiście, jaśnie pani... Hep!
- Świetnie. A teraz: tam są drzwi - wyprostowała się i wykonała gest ręką. - Wynocha!
- Oczywiście, o jaśnie pani - wycedził przez zęby oprych. - Ale dopiero po tym, jak... Hep!, upuszczę ci trochę krwi, dziwko!
Wrzasnął i rzucił się na wiedźminkę z ukrytym wcześniej, w skrytce w rękawie, nożem. Zaatakował ciosem praktycznie niemożliwym do sparowania. Dla normalnego człowieka.
Nie wiedział jednak, że ma do czynienia z wiedźminką, która zakręciła się jak baletnica i bez problemu wywinęła się spod jego ostrza. Kopnęła stojący nieopodal zydel, który uderzając napastnika, sprawił, że ten stracił równowagę. Korzystając z tego, cięła go ukośnie przez tułów, samym końcem miecza. Krew obficie polała się na podłogę.
Mężczyzna upadł na kolana trzymając się za pierś. Spojrzał wzrokiem pełnym zdziwienia na swoje wyłażące z jamy brzusznej wnętrzności, lecz po chwili padł bezwładnie na wyszorowane deski, tuż obok swojego kamrata, który chwilę wcześniej również zmarł z powodu wykrwawienia się - "Cień" nie czekając na dalsze występy podciął mu gardło. Kałuża krwi wypłynęła spod obydwu trupów.
Zapadła cisza.
***
/Rose.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania - komentować może każdy! :)